Zakaz kopiowania!

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 9 - Zmiana planów 1/5

     Jest już nowy rozdział, ale w pięciu częściach. Może uda mi się jutro przepisać kolejną część. Możecie zadawać pytania postaciom w nowej zakładce, bo już ją założyłam. Ten rozdział dedykuję mojej koleżance Oli, która ma bardzo dziwne pomysły i jest szalona, za co ją lubię, bo nie byłoby śmiesznie :D.

Patricia:
Kiedy się obudziłam przypomniałam sobie o tym przeklętym balu. Nienawidzę szkolnych bali! To takie głupie, że tylko Amber i Joy się tym jarają. Chociaż jest jest kilka plusów. Nie mamy lekcji, bo Amber kazała nam pomagać w organizacji balu. Wszyscy już mają przydzielone zadania. Joy i Amber robią dekorację; ja i Eddie je wieszamy; Alfie, Mara i Nina pomagają Trudy z przekąskami; Fabian i Fabian rozkładają sprzęt i załatwiają muzykę. Dziwi mnie, że Amber kazała Alfiemu pomagać naszej wspaniałej opiekunce, przecież on wszystko zje! Słyszałam, że ma wystąpić jakaś kapela, tylko nie wiem jakiego gatunku muzycznego. Oby nie rap, bo jest beznadziejny! Nic się nie da zrozumieć, trzeba bardzo wytężyć słuch, bo tak szybko i niezrozumiale paplają!... Nie bardzo chce mi się wieszać te dekoracje, ale przynajmniej będzie śmiesznie... Postanowiłam już zejść na śniadanie, bo Mary i Joy już nie było. Tak, tak lubię wykorzystywać okazje, żeby dłużej spać, dlatego uwielbiam kiedy nie ma lekcji i można w spokoju się wyspać. Poszłam do łazienki odświeżyłam się, umyłam zęby, zrobiłam make-up i ubrałam się, normalnie ze względu na to, że dzisiaj nie ma lekcji. Kiedy weszłam do jadalni usiadłam na swoim miejscu. Alfie się obżerał; Amber i Joy się podniecały tym całym balem; Jerome się nabijał z Fabiana, który według niego jest największym kujonem w szkole, większym niż Mara; pozostali w ciszy jedli śniadanie.
-Wszyscy już wiedzą co mają przygotować na bal?-zapytała Amber, ta jak zwykle o tym samym.
-Tak! Mówiłaś nam już 10 razy.-odpowiedziała za nas Nina.
-To dobrze. Eddie i Patricia, wy wieszacie dekoracje które zrobiłam z Joy.- blondynka uśmiechnęła się.
-Wiem!-krzyknęliśmy równocześnie, ja i Eddie.
-To dobrze. Dziewczyny, kiedy wszystko przygotujemy musicie przyjść do mojego i Niny pokoju. Zrobię was na bóstwo.-nawijała blondynka.
Wszystkie westchnęłyśmy, wiedziałyśmy co się szykuje.
-Aż tak źle?-zapytał mnie Eddie szeptem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-odpowiedziałam mu, również szeptem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ <3 <3 <3 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Weszłam z Eddiem do sali, w której miał się odbyć bal. Wszystko już było gotowe. Trzeba było tylko rozwiesić te dekoracje. Podeszliśmy do wielkiego pudła, wyciągnęliśmy je i zaczęliśmy je rozwieszać. Została nam tylko kurtyna nad scenę. Była wielka i czerwona.
-Za wysoko, nie powiesimy jej. Nie mamy drabiny.-powiedziałam.
-Spoko, pójdę do dyra i przyniosę ją.-odparł blondyn i wyszedł... Nie było go już od 15 minut. Co on tak długo może robić z tą drabiną?! Zaśmiałam się, bo wyobraziłam sobie jak ją wlecze... Postanowiłam go poszukać, ale nigdzie go nie było. Zatrzymałam się pod gabinetem dyrektora Sweeta. Usłyszałam czyjąś rozmowę. Był to Eddie i dyrek Sweet. Usłyszałam tylko fragment...
-Spoko, biorę drabinę i już mnie nie ma, Ericu luzik!-powiedział Eddie podnosząc głos.
-Tyle razy ci mówiłem... Dlaczego nie mówisz do mnie...-powiedział spokojnie dyrektor Sweet.
-Tato?!-wrzasnął blondyn.
Zatkało mnie.
-Nigdy nie byłeś ojcem!... Wtedy mnie nie chciałeś! Zostawiłeś mamę, mnie i Megan w New Yorku, a sam sobie pracujesz w szkole z internatem. Przemyśl to...-dodał Eddie.
Dyrek Sweet już nic nie odpowiedział. Chyba go zatkało, tak jak mnie. Drzwi się otworzyły i zobaczyłam Eddiego.
-Pan Sweet to twój tata?!-wrzasnęłam. Nie czekałam na odpowiedź po prostu sobie poszłam. Usłyszałam jeszcze jak Eddie mnie woła, ale nie zareagowałam. Podeszłam do drabiny którą Eddie przywlekł do swojej szafki i zaniosłam ją do sali balowej. Nie była aż taka ciężka. Usiadłam na krześle. Nie dałam rady nic zrobić. Byłam na niego wściekła! Nie powiedział mi tego, myślałam że jesteśmy przyjaciółmi i możemy sobie ufać. A on co robi?! Zataja przede mną ważne sprawy... W sumie to ja też mu nie powiedziałam o swojej rodzinie, ale to nie o to chodzi... Stanęłam 2 metry od ściany i rzuciłam w nią swoim iphonem...
Eddie:
Co ja najlepszego zrobiłem?! Tak się darłem, że Gaduła to usłyszała. Jestem idiotą... Podszedłem do swojej szafki, ale nie było tam już drabiny, którą tam postawiłem. Na pewno zabrała ją Patricia. Poszedłem do sali balowej. Ładnie wyglądała, jak na salę balową... Patricia stała obok drabiny i patrzyła w podłogę. Coś tam leżało. Zrobiłem kilka korków i podniosłem przedmiot. Był to jej czarny iphone5, miał pękniętą szybkę.
-Co ty najlepszego zrobiłaś?-zapytałem.
-Nie twoja sprawa leszczu.
-Aha... czyli zaczynamy od początku, tak?
-Nie mów do mnie!
Prychnąłem.
-A co prawo zabrania?-zapytałem kpiąco.
-Nie wiem! Sprawdź sobie. Przecież mi nie ufasz!
-A kto tak powiedział?!
-Nikt, ja to wiem!
-A na jakiej podstawie tak twierdzisz?!
-Nie powiedziałeś mi, że Sweet to twój ojciec!
-Nikt o tym nie wie Gaduło! Ufam ci, chciałem ci to powiedzieć...
-Kiedy?!
-Amm... kiedyś bym ci powiedział! Jestem uczciwym ludziem!
-Ludziem?! Zajrzyj do słownika, bo nie ma takiego słowa Freddie!
-Tak chcesz pogrywać Hermiono?
-Przez ciebie zepsułam swój telefon!
-Nie kazałem ci nim rzucać o ścianę!
-To twój problem! Masz mi odkupić telefon!
-Nie! To nie moja wina!
-A właśnie, że twoja!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Tak i utkaj gębę Eddie!
-Nie i nie!
-Jesteś żałosny!
-Idiotka!
-Debil!
-Wariatka!
-Głupek!
-Wiedźma!
-Kretyn!
-Gaduła!
-Leszcz!
Nasz rozmowa była coraz głośniejsza. Nagle do sali wpadła Amber.
-Co wy robicie?! Nie kłóćcie się! Powieście to. Szybko, będę miała za mało czasu na przygotowanie was!
-Okey...-powiedziała Patricia -Ale pamiętaj, że do tego wrócimy ty wredny kłamliwy szujowaty karaluchu!-zwróciła się do mnie.
-Ale pocisnęłaś.-zaśmiałem się.
-Nie waż się ze mnie śmiać!-krzyknęła Yacker.
Amber sobie poszła, bo wiedziała że nic więcej nie zdziała. Patricia weszła na drabinę, a ja ją trzymałem.
-Jak ci z tym, że twoje życie jest w moich rękach?-zapytałem.
-Bezpieczniej bym się czuła na Titanicu.
Uśmiechnąłem się złośliwie i potrząsnąłem drabiną. Gaduła spadła w moje ramoina.
-Jednak na mnie lecisz!-uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Puszczaj mnie oblechu!
-Luzik.-upuściłem ją na ziemię.
-Aaaa... ej!
Znowu się zaśmiałem. Niespodziewanie Yacker pociągnęła mnie za nogę i się przewróciłem. Teraz oboje leżeliśmy na ziemi.



C.D.N.

Może jutro będzie następna część. Proszę o komentarze, pod ostatnim  był tylko jeden. To dlatego, że było samo Amfie? 

Patricia Williamson - Miller

8 komentarzy: