Zakaz kopiowania!

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 20 - Kocham cię, bądź silna

Z dedykacją dla mojego najlepsiejszego wredzielca - Oluśka. <333 Jesteś wspaniała.  ;*

    Ciemna burzowa noc. Nikogo nie ma w pobliżu. Nawet Victor pojechał gdzieś w jakichś sprawach służbowych. Pewnie dlatego od kilku dni - za zgodą Trudy - nie ma godziny policyjnej. Dziś w szkole były zawody sportowe, więc moi "wyczerpani" przyjaciele już dawno śpią. Tylko ja, nie mogąc zasnąć, przyszłam do salonu. Właśnie tego mi było trzeba. Deszcz bębniący o szyby działał na mnie relaksująco. Mogłam być sama ze swoimi myślami. Siedząc przy oknie z kubkiem gorącego kakao, rozmyślałam nad sensem tego wszystkiego. Chciałam, żeby Eddie już wrócił. Bez niego było tu pusto. Przymknęłam powieki i upiłam łyk ciepłego napoju.
    Nagle poczułam jakieś dziwne ukłucie zimna. Jak to możliwe, skoro Jerome z Fabianem pomogli Trudy napalić w kominku? Odłożyłam kubek na stolik i podniosłam się z miejsca.
- Halo? Kto tu jest? - Odpowiedziała mi cisza.
     Wolnym krokiem udałam się do kuchni, ale tam również niczego nie było. Pomyślałam, że być może ktoś z nas nie domknął okna, więc to mógł być wiatr. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do salonu. Usiadłam na fotelu przy oknie, wzięłam do ręki kubek i napiłam się. Kakao było już zimne! Jak to w ogóle jest możliwe?! Przed chwilą parzyło mój język!
    Zrezygnowana zostawiłam ten cholerny kubek zimnego napoju na stoliku i usiadłam na kanapie. Spojrzałam w oczy wypchanego krokodyla. Były tak samo puste jak ten dom. Nic... Jak wróci Eddie, to na pewno się zmieni. Uśmiechnęłam się na samą myśl.
    Po jakimś czasie mojego nic nie robienia, usłyszałam pukanie do drzwi. Właściwie nie można było tego nazwać pukaniem. Ktoś dobijał się w nie pięściami co raz głośniej. Pomyślałam, że może Victor wrócił wcześniej. Przecież on nigdy nie zabiera ze sobą kluczy. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Dozorca miał wrócić za tydzień. W dodatku jest środek nocy! Kto normalny wali w drzwi o tej godzinie?!
- Nie będę mieć dzisiaj spokoju. - Westchnęłam wstając z kanapy.
    W hallu odgłosy były jeszcze głośniejsze. To było w ogóle jakieś chore. Otworzyłam drzwi. To co tam zobaczyłam, było nie tylko dziwne, ale i przerażające. Stała tam jakaś starsza pani. Cała się trzęsła, a nawet chyba płakała.
- Coś się stało? Wejdzie Pani do środka? - Spytałam. Z trudem przychodziło mi bycie uprzejmą.  Chociaż nic mi nie zrobiła, denerwowało mnie to, że ktoś narusza moją prywatną samotność. Kobieta nic nie odpowiedziała. Odwróciła się i drżącą ręką wskazała na motocyklistę zmierzającego w kierunku Domu Anubisa. Na niebie błyskały pioruny, a po chwili jeden z nich uderzył w motor. Maszyna zaświeciła się na niebiesko, a postać na niej siedząca zaczęła się dziwnie trząść. Następnie, nie mając władzy nad motorem,  razem z nim opadła na ziemię.
    Krzyknęłam głośno i nie zważając na to, że ktoś mógł się obudzić ani na trzęsącą się staruszkę, zaczęłam biec w jego kierunku. Wiedziałam, że to był on. Po prostu to wiedziałam! Niby byłam co raz bliżej, a wydawało mi się, że mam do pokonania kilometry. Moje kroki były krótkie i ciężkie. W tych całych nerwach, nie dałam rady biec szybciej. W końcu dotarłam na miejsce. 
- Eddie! - Rzuciłam się na motor i odciągnęłam chłopaka na bok. Był cały siny, aż fioletowy. Kiedy ujęłam jego dłonie, były lodowate. Klatka piersiowa nie unosiła się. Nie oddychał. Już nawet nie czułam zapachu moich ulubionych perfum blondyna. Pachniał spalenizną. Jak smażone kotlety Alffie'ego, który próbował zrobić pod nieobecność Trudy...
- Nie!!!!!!!!!! - Krzyknęłam przerażona, chowając twarz w dłoniach. Położyłam się obok Millera i wtuliłam się w jego tors. Usłyszałam w głowie cichy szept. Głos Eddiego. "Kocham Cię, bądź silna". Zamknęłam oczy, a po moich policzkach pociekły łzy...

***

- Halo, proszę Pani. Niech Pani się obudzi. - Poczułam, jak ktoś szarpie mnie za ramię. Otworzyłam oczy. Mężczyzna w średnim wieku pochylał się nade mną. Leżałam na ławce z ulotkami w ręce. Ogłoszenie o zaginięciu...
    Usiadłam. Po moich policzkach płynęły łzy. 
- Wszystko w porządku? Może potrzebuje pani lekarza? 
- Nie, nie, wszystko ze mną okay. Tylko zasnęłam ze zmęczenia. Od szóstej rano je rozwieszam. - Wskazałam na ulotki, a potem pokazałam mu zdjęcie. - Nie widział Pan tego chłopaka? Zaginął tydzień temu...
- Przykro mi, ale nie, nie widziałem. Musi być dla Pani ważny, skoro płacze Pani za nim przez sen...
- Skąd Pan wie? - Spytałam zdezorientowana.
- Przeczucie. - Uśmiechnął się ponuro. - Brat? Przyjaciel?
- Chłopak... - Spuściłam głowę.
- Ouu... Współczuję, wiem co to znaczy. Dwa lata temu zaginęła moja piętnastoletnia córka. - Westchnął. 
Zesztywniałam.
- Znalazła się?
Skinął głową.
- Jej zwłoki znaleziono w stawie pół roku później.
- Ouu... Przykro mi... Niech Pan usiądzie. - Zrobiłam mu miejsce na ławce.
- Nie, nie. Śpieszę się do pracy. - Uśmiechnął się lekko. - Piętnaście minut tu stoję. Zaraz się spóźnię.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi, to nie Pani wina. Jest Pani... Jesteś w wieku mojej Katy... Masz 17 lat. - Powiedział patrząc mi w oczy.
- Skąd Pan to wie?
- Na tyle wyglądasz. - Uśmiechnął się. - Bardzo mi ją przypominasz.
Zmieszałam się. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jedyne na co się zdobyłam to lekki uśmiech.
- Ale teraz muszę iść... Mam nadzieję, że odnajdziesz swojego chłopaka. Do widzenia. - Nie dając mi szansy na odpowiedź, mężczyzna odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Ta rozmowa była co najmniej dziwna. Co to w ogóle za facet? Podniosłam się z ławki i zaczęłam przyczepiać do tablicy ogłoszeń ulotki.
    Mam nadzieję, że Eddie jest cały i zdrowy. I że nic mu się nie stało, że żyję. Że nie skończy jak ta córka tego dziwnego faceta. Zacznijmy od tego, dlaczego w ogóle tu jestem i robię to, co robię.
    Eddie powinien dostać wypis już tydzień temu. Wszyscy, razem z Trudy czekaliśmy na niego tego dnia pod szpitalem. Mijały godziny, a on się nie zjawiał. Wkurzona poszłam z Trudy zapytać o niego pielęgniarkę. Ta zaś zdziwiona, odpowiedziała nam smutnym uśmiechem i powiedziała, że po pacjenta przyjechał mężczyzna podający się za jego wujka, był czarnym Vanem. Nie mogła nam udzielić więcej informacji, bo obowiązywała ją tajemnica lekarska. Nie mogłam już tego znieść.
    Od tamtej pory słuch o nim zaginął. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Prywatny detektyw to drogi wydatek, a policja w ogóle nic w tej kwestii nie robi. Zresztą jak zwykle. Od czego oni są? Od łapania przestępców, czy od wystawiania mandatów do cholery?! Tak to już jest w tym kraju. Niestety bardziej obchodzi ich ruch na drodze niż ludzkie życie. Jak już pomagają to nic nie znajdują.
    Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się. Za mną stał Austin.
- Skończyłem, a jak idzie tobie? - Zapytał i widząc moją minę, uśmiechnął się współczująco.
- Jak widać. - Westchnęłam zrezygnowana i rzuciłam resztę ulotek na ławkę, patrząc jak mokną od deszczu, który dopiero co zaczął padać.
- Jest zimno, chodźmy już. Jak ty wyglądasz... Jesteś zmęczona.
- Mhm...
- Idziemy. - Objął mnie ramieniem i poprowadził w kierunku Domu Anubisa.
    A nowe ogłoszenie, zawieszone przeze mnie, zdobiło tablicę, ukazując kolejny dramat. Jak nie klepsydry głoszące śmierć, to zaginięcia.
          
                                                          Zaginiony
 
Eddie Miller

Zaginął: 24 marca 2013 r.

    Chłopak ma 17 lat, ma brązowe oczy i jasne blond włosy. Nosi czarną skórzaną kurtkę. Ostatni raz widziano go w godzinach porannych, w pobliskim szpitalu, z którego wyjść miał w dniu 24 lutego 2013 r. Jednak się nie zjawił. 

    Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, proszony jest o kontakt. Wyznaczona nagroda, do uzgodnienia.
                       
      Rodzina i przyjaciele
                                      
                                                                                               tel.000441002303345

 
    W końcu rozdział. Fatalny ale jest. Trochę krótki. xD Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za Edzia... Wszystkiego naj naj dla czytelniczek z okazji Dnia Kobiet! ;*

AlExAnDrA K

poniedziałek, 2 marca 2015

Next

    Więc tak... Zakładki ♥ O mnie ♥ i ♥ Rozmowa z postacią ♥ są zaktualizowane. Muszę skończyć jeszcze bohaterów. Myślę, że powinnam się wyrobić do końca tygodnia. Rozdział pojawi się też w tym tygodniu, jak obiecałam.

AlExAnDrA K

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rewolucja!

    Więc tak... Ostatnio przeglądałam stare posty i jestem załamana. Nie wiem ja mogłam być tak lekkomyślna. W rozdziałach aż się roi od ilości błędów i wszystko nie ma ładu i składu. W ogóle stwierdziłam, że połączyłam Peddie za wczas. Chciałam usunąć bloga, ale po namyśle stwierdziłam, że zostanie. Jednak zamierzam przeprowadzić rewolucję. Zmieniłam wygląd. Następnym krokiem będzie edycja zakładek "bohaterowie" i "o mnie". Nawet nie wiem, co ja wtedy robiłam, że takie bzdury napisałam xD W zakładce "o mnie", którą stworzyłam, żebyście mogli mnie lepiej poznać, były praktycznie tylko filmy i osoby, które lubię. Nic tak naprawdę o mnie. Więc po przeczytaniu  tego czegoś, mogliście sobie mnie wyobrażać jak jakąś pustą Barbie. Na szczęście nią nie jestem... Nie było nic o moim hobby. Dlatego też to zmienię. Bohaterów postanowiłam ulepszyć, tak samo jak wygląd bloga. Moje długie rozmyślania są wynikiem braku rozdziałów, za co chcecie mnie zabić. A może nie, bo nikt tego nie czyta. xD Mam nadzieję, że choć długo mnie nie było, pamiętacie. Ale zanim przejdę do konkretów, jedno pytanie: wolicie żebym kontynuowała to, czy lepiej zacząć coś nowego? Szczerze teraz mam wiele pomysłów, a w wcześniej było ze mną bardzo źle xD Muszę się w końcu ogarnąć i zakończyć, to co zaczęłam. Decyzja należy do was.

Kocham was. ;*

    AlExAnDrA K

   PS: Rozdział 20 jest zaczęty. Mam teraz ferie więc będę chciała poświęcić czas "naprawie" bloga. Zakładki "O mnie" i "Bohaterowie" też powinny pojawić się w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

niedziela, 16 listopada 2014

Alarm

Pewnie się zastanawiacie czemu nic nie dodaje. No cóż... Mam pół rozdziału który wyszedł bardzo bardzo źle i nie mogę go skończyć. Nie wiem kiedy uda mi się wpaść na jakiś pomysł. Nie będę nic obiecywać, ale postaram się skończyć go jeszcze przed świętami xD

Patricia Williamson - Miller

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 19 - Kto ją tu wpuścił?!

    Z dedykacją dla mojej Madzi, która jest po prostu wspaniała i kochana. Mam nadzieję, że będziemy się przyjaźnić jak najdłużej ;*

  Minęło kilka tygodni. Dziś rano lekarz oznajmił Patricii, że może już opuścić szpital. Dziewczyna właśnie siedziała w korytarzu i oczekiwała na wypis. Nie mogła się już doczekać, kiedy zobaczy przyjaciół, Trudy, a nawet znienawidzonego przez wszystkich Victora. Miała serdecznie dość szpitala i lekarzy w nim pracujących. Żałowała, że Eddie musi poczekać jeszcze co najmniej tydzień zanim opuści to "więzienie". Podczas pobytu w tym miejscu odwiedzała ich tylko Joy, Amber, Trudy i Austin. Millington zabrała raz ze sobą Alfie'ego, który miał pomóc w zabawianiu anubisowych pacjentów. Jednak ani trochę to nie pomogło. Patricia najbardziej cieszyła się z wizyt najlepszej przyjaciółki. Niestety za każdym razem, kiedy próbowała zapytać Joy jak układa jej się związek z Austinem, Amber wtrącała swoją chorobę blondynki. Piszczała na  cały regulator, jak to cudownie, że Joy w końcu ma faceta. Raz nawet przyszła pielęgniarka i zaczęła ją upominać. Na to dziewczyna zaczęła krzyczeć, że już nikt na tym świecie nie rozumie miłości tak jak ona sama i opuściła budynek.
   Williamson miała już dość oczekiwania. Podeszła do recepcji.
- Kiedy w końcu łaskawie otrzymam ten cholerny wypis? - Spytała. Czekała tu od godziny 8:00,a kiedy wyciągnęła telefon żeby sprawdzić godzinę była już 10:39.
- Proszę poczekać, nie ma żadnego wolnego lekarza. Przywieźli dziś rano mężczyznę z zawałem serca, kobietę po wylewie i dwie ciężarne, w tym jedna ma 17 lat. - Odparła kobieta. Ubrana była w czarne szpilki i biały fartuch roboczy. Jej długie blond włosy opadałyby pewnie na plecy na długość pasa. Jednak nie było tego widać, ponieważ kobieta według przepisów musiała mieć jakiekolwiek uczesanie. Ta akurat wybrała zwyczajnego warkocza na boku.
  Brunetka wpadła na pewien pomysł.
- Gdzie ta porodówka?
- Na drugim piętrze, trzecie drzwi po prawej... Coś nie tak? - Recepcjonistka wyczuła jakąś intrygę...
- O nie, nie... To znaczy... Ta nastolatka, to moja kuzynka. Chciałabym ją odwiedzić. - Skłamała. Miała wprost genialny plan. Tak przynajmniej się jej wydawało...
- Oh, rozumiem. W takim razie proszę iść, a ja zawołam panią, kiedy wypis będzie gotowy. - Uśmiechnęła się i wskazała palcem na windę. - Klatka schodowa jest w remoncie, proszę jechać windą.
- Dziękuje.
  Patricia wcisnęła guzik przywołujący maszynę. Kiedy winda przyjechała, brunetka weszła do środka. Był w niej mały chłopiec i jakaś starsza pani trzymająca wózek mężczyzny. Ciekawe, czy ja i Eddie też będziemy ze sobą zawsze na dobre i na złe, pomyślała Williamson. Drzwi windy zamknęły się i maszyna ruszyła. Zatrzymała się na drugim piętrze z gwałtownym szarpnięciem. Drzwi nie otworzyły się.
- No pięknie... - Westchnęła dziewczyna i usiadła na podłodze. Starsza pani wcisnęła guzik alarmowy, a mały chłopiec zaczął płakać. Miał około 8 lat. Ciekawe co tu robi sam, pomyślała brunetka.
- Nie płacz, zaraz ktoś przyjdzie i naprawią.
- Ja chcę do mamy!
- I właśnie to jest powód dla którego nie będę mieć dzieci. - Powiedziała do siebie cicho. Wstała i wyciągnęła z torebki telefon. Wybrała numer Eddiego i wykonała połączenie. Odezwał się już po pierwszym sygnale.
- Pat?
- Eddie, siedzę w windzie. Zacięła się i nikt nie przychodzi. Możesz komuś powiedzieć? - Wyjaśniła.
  Blondyn nic nie odpowiedział, tylko się rozłączył. Na szczęście chłopak mógł już chodzić, więc szybko wybiegł z pokoju i podszedł do mechanika, który naprawiał właśnie automat do słodyczy.
- Przepraszam, winda się zacięła. Utknęli w niej ludzie, w tym moja dziewczyna. - Oznajmił.
- No cóż, nie płacą mi za naprawę windy, tylko za automat. Dostanę hajs to naprawię. - Powiedział bez ani grama zrozumienia. - Masz hajs? Dostaniesz swoją lalunię.
- Po pierwsze: ona ma  na imię Patricia, po drugie: nie jest żadną lalunią i trzecie: wypchaj się swoim hajsem! Tylko hajs w głowie mają. Świat schodzi na psy. - Miller był wyraźnie zdenerwowany. Nikt nie ma prawa obrażać Patricii w jego obecności. Nikt w ogóle nie ma prawa! Postanowił działać na własną rękę. Zaczął biec na drugie piętro. Po drodze minął wściekłych malarzy i z pięć kartek z napisem "Świeżo malowane". Przez przypadek otarł się swoimi ulubionymi jeansami o mokrą od zielonej farby ścianę oraz kopnął wiadro z białym utleniaczem. Zaklął cicho i biegł dalej. Kiedy dotarł na miejsce nerwowo zaczął wciskać guzik. Nic. Zauważył dużego mopa pod ścianą. Chwycił go i zaczął uderzać w drzwi windy. Rozsunęła się minimalnie, ale dostatecznie szeroko, żeby Eddie mógł wsunąć w nią dwie ręce. Zaczął się siłować z maszyną, aby rozsunąć drzwi. Za pierwszym razem się nie udało, za drugim też nie. Za trzecim ręce mu się zsunęły i drzwi na powrót zatrzasnęły się. Jednak zatrzymał je kij od mopa. W końcu Eddie otworzył windę. Była to albo szósta, albo siódma próba. Jednak jakoś się udało. Drzwi się rozsunęły, a ze środka wyszła starsza pani z mężem na wózku i mały zapłakany chłopiec. Starsi ludzie podziękowali Millerowi, ale dziecko dalej płakało.
- Co jest, młody? - Spytał blondyn.
- Ja chcę do mamy, boję się!
- Ja cię zaprowadzę do mamy. Poczekaj tu. - Odparł Eddie i spojrzał na Patricię. - Wszystko w porządku?
- Jasne, dzięki Eddie. - Williamson wybiegła z windy i przelotnie musnęła ustami jego policzek. Poszła w kierunku porodówki. Nikt nie strzegł drzwi, więc weszła do środka.
- Kto ją tu wpuścił?! - Wydarł się jakiś mężczyzna.
  Pomieszczenie było duże. Podłoga w odcieni błękitu wymieszanego z zielenią, a kafle na ścianie białe. Za niebieską zasłonką jak się domyśliła Patricia wcześniej odbywał się poród tej nastolatki. Jednak teraz dziewczyna nie słyszała żadnych wrzasków dziecka, ani matki. Za to dostrzegła w kącie pielęgniarkę owijającą noworodka w niebieski kocyk. A więc był to za pewne chłopiec...
- Pójdziesz ze mną. - Oznajmił jakiś mężczyzna i szarpnął brunetkę za rękę.
- Nie! To ty, pójdziesz ze mną... Gdzie jest mój cholerny wypis?! Czekam już ze trzy godziny! Nic mnie nie obchodzi wasze nagłe wezwanie do porodu czy zawału! Chcę stąd wyjść! - Wrzasnęła Williamson. Dziecko zaczęło płakać. - Ups...
  Nagle zasłonka się odsunęła i Patricia zobaczyła Scarlett Morrison, matkę dziecka we własnej osobie.
- Zamknij się!
- Nie! To wina twojego głupiego bachora, że muszę tyle czekać!
  Drzwi na salę otworzyły się i stanął w nich Eddie.
- Kto tak wrzeszczy, że... Pat?! Co ty tu robisz?
- Krzyczę sobie na lekarzy, bo mi nie chcą dać wypisu. - Odparła spokojnie.
- Uspokój się, chyba możesz chwilę poczekać. Pomyśl jak byś się czuła na miejscu tej dziewczyny. - Poprosił Miller. Nie miał pojęcia skąd takie zachowanie u jego dziewczyny. - Proszę jej wybaczyć panie doktorze. Spędziła tu dwa miesiące i jest po dwóch próbach samobójczych. Wiem, że to żadne wytłumaczenie, ale Patricia sama to zrozumie kiedy zostanie matką.
- Co?! Chyba ci się coś przyśniło, bo... - Miller podszedł do niej od tyłu i zatkał usta dłonią. Przy okazji szepcząc jej, że on się tym zajmie.
 - Moja dziewczyna odwiedzi waszą porodówkę za 9 miesięcy. - Powiedział spokojnie wciąż trzymając rękę na jej ustach.
- Co się z tym światem dzieje. - Westchnął ktoś i wyszedł zza rogu. Był to Edward Derulo, ten seksuolog. Patricia myślała, że zaraz zemdleje. Nagle rozbolała ją głowa. - Przecież dałem wam zabezpieczenia.
- Ale się skończyły. - Skłamał Miller. Przecież nawet nie uprawiał seksu z Patricią.
  Dziewczyna chciałaby właśnie zapaść się pod ziemię. Miała już dość tego całego szpitala.
- Mark, ja pójdę z nią po ten cholerny wypis, a ty zajmij się pacjentką. - Powiedział doktor Derulo.
- Dobrze... - Odparł lekarz.
  Eddie złapał Patricię za rękę i  razem z doktorem Edwardem opuścili piętro drugie. Znajdowali się właśnie w recepcji. Seksuolog poszedł po wypis, a Miller czekał z Williamson w hallu.
- Zabiję cię, Miller. - Ostrzegła brunetka.
- Uratowałem sytuację.
- Nie musiałeś. Teraz będę udawać poronienie? Wcale nie jestem w ciąży.
- Spokojnie. Ja wcale nie kłamałem. Kiedyś będziesz czuła to co ta dziewczyna. Będziesz wspaniałą matką, Patricio. - Odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się arogancki uśmiech. Taki jaki Patricia lubiła najbardziej.
- O nie. - Zaprzeczyła. - Ja nie będę miała dzieci!
- Ty o tym nie decydujesz, tylko ja, kochanie.
- No chyba cię porąbało!
- Nie, ani trochę... Jeśli będzie chłopak, nauczę go grać w football. Za to dziewczynka - mini wersja ciebie, będzie rozpieszczana.
- A ja nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii? Mogę się wyrzec praw do tych dzieci, albo wcale ich nie mieć!
- Nie, nie możesz. Już ja tego dopilnuję...

***

- Wsiadaj Pat. - Powiedział Austin siadając na swój motor. Eddie zadzwonił, żeby przyjechał odebrać Patricię ze szpitala. Właśnie stanowczo odmawiała powrotu motorem.
- Nie! Nie wsiądę na to coś. - Uczepiła się Eddiego jak małpka i wtuliła głowę w jego tors. Miller z początku starał się ją wspierać, ale minęło już pół godziny odkąd stali przed szpitalem. Wziął ją na ręce i wsadził na motor. 
- Ruszaj! - Williamson pisnęła i mocno objęła Austina w pasie.
  Austin wcale nie jechał szybko. Po jakimś czasie dziewczynie się spodobało.
- Ja chcę jeszcze raz! - Krzyknęła, kiedy zatrzymali się pod domem Anubisa.
- No proszę, a tak nie chciałaś jechać. - Zaśmiał się Austin. Wziął od Patricii torbę z rzeczami i ruszyli w stronę drzwi. Kiedy Williamson weszła do salonu nie wierzyła własnym oczom.
- Niespodzianka!!!

HEJ! Dawno mnie nie było :c wiem i przepraszam. Pamiętacie mnie jeszcze? Przez wakacje oczywiście nie mam czasu wstawiać, a jak już mam to zepsuty net -.- Masakra, przeszło mi przez myśl nawet zawieszenie lub usunięcie bloga, ale się rozmyśliłam. I tak nikt tego nie czyta ale co tam, teraz rozdziały będą częściej. Postaram się wstawiać jeden na tydzień/dwa tygodnie. Na razie nie będę robić tak że rozdział za ileś tam komów. Ale chociaż rozdziały są beznadziejne 9ten mi się wcale ani trochę nie podoba) to komentujcie :D

Kocham was ;*

Patricia Williamson - Miller

wtorek, 17 czerwca 2014

-.-

No i znowu bez rozdziału ;( Internet mi szwankuje i muszę poczekać kilka dni -.- Właśnie pisze z kompa koleżanki ;(  Bardzo was przepraszam ;( Mam nadzieję że może uda się dziś wieczorem lub jutro po południu. Bardzo mnie wkurza, że ciągle nie mogę dodać rozdziału bo coś się dzieje, no ale nic nie mogę na to poradzić.

Patricia Williamson - Miller