Ciemna burzowa noc. Nikogo nie ma w pobliżu. Nawet Victor pojechał gdzieś w jakichś sprawach służbowych. Pewnie dlatego od kilku dni - za zgodą Trudy - nie ma godziny policyjnej. Dziś w szkole były zawody sportowe, więc moi "wyczerpani" przyjaciele już dawno śpią. Tylko ja, nie mogąc zasnąć, przyszłam do salonu. Właśnie tego mi było trzeba. Deszcz bębniący o szyby działał na mnie relaksująco. Mogłam być sama ze swoimi myślami. Siedząc przy oknie z kubkiem gorącego kakao, rozmyślałam nad sensem tego wszystkiego. Chciałam, żeby Eddie już wrócił. Bez niego było tu pusto. Przymknęłam powieki i upiłam łyk ciepłego napoju.
Nagle poczułam jakieś dziwne ukłucie zimna. Jak to możliwe, skoro Jerome z Fabianem pomogli Trudy napalić w kominku? Odłożyłam kubek na stolik i podniosłam się z miejsca.
- Halo? Kto tu jest? - Odpowiedziała mi cisza.
Wolnym krokiem udałam się do kuchni, ale tam również niczego nie było. Pomyślałam, że być może ktoś z nas nie domknął okna, więc to mógł być wiatr. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do salonu. Usiadłam na fotelu przy oknie, wzięłam do ręki kubek i napiłam się. Kakao było już zimne! Jak to w ogóle jest możliwe?! Przed chwilą parzyło mój język!
Zrezygnowana zostawiłam ten cholerny kubek zimnego napoju na stoliku i usiadłam na kanapie. Spojrzałam w oczy wypchanego krokodyla. Były tak samo puste jak ten dom. Nic... Jak wróci Eddie, to na pewno się zmieni. Uśmiechnęłam się na samą myśl.
Po jakimś czasie mojego nic nie robienia, usłyszałam pukanie do drzwi. Właściwie nie można było tego nazwać pukaniem. Ktoś dobijał się w nie pięściami co raz głośniej. Pomyślałam, że może Victor wrócił wcześniej. Przecież on nigdy nie zabiera ze sobą kluczy. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Dozorca miał wrócić za tydzień. W dodatku jest środek nocy! Kto normalny wali w drzwi o tej godzinie?!
- Nie będę mieć dzisiaj spokoju. - Westchnęłam wstając z kanapy.
W hallu odgłosy były jeszcze głośniejsze. To było w ogóle jakieś chore. Otworzyłam drzwi. To co tam zobaczyłam, było nie tylko dziwne, ale i przerażające. Stała tam jakaś starsza pani. Cała się trzęsła, a nawet chyba płakała.
- Coś się stało? Wejdzie Pani do środka? - Spytałam. Z trudem przychodziło mi bycie uprzejmą. Chociaż nic mi nie zrobiła, denerwowało mnie to, że ktoś narusza moją prywatną samotność. Kobieta nic nie odpowiedziała. Odwróciła się i drżącą ręką wskazała na motocyklistę zmierzającego w kierunku Domu Anubisa. Na niebie błyskały pioruny, a po chwili jeden z nich uderzył w motor. Maszyna zaświeciła się na niebiesko, a postać na niej siedząca zaczęła się dziwnie trząść. Następnie, nie mając władzy nad motorem, razem z nim opadła na ziemię.
Krzyknęłam głośno i nie zważając na to, że ktoś mógł się obudzić ani na trzęsącą się staruszkę, zaczęłam biec w jego kierunku. Wiedziałam, że to był on. Po prostu to wiedziałam! Niby byłam co raz bliżej, a wydawało mi się, że mam do pokonania kilometry. Moje kroki były krótkie i ciężkie. W tych całych nerwach, nie dałam rady biec szybciej. W końcu dotarłam na miejsce.
- Eddie! - Rzuciłam się na motor i odciągnęłam chłopaka na bok. Był cały siny, aż fioletowy. Kiedy ujęłam jego dłonie, były lodowate. Klatka piersiowa nie unosiła się. Nie oddychał. Już nawet nie czułam zapachu moich ulubionych perfum blondyna. Pachniał spalenizną. Jak smażone kotlety Alffie'ego, który próbował zrobić pod nieobecność Trudy...
- Nie!!!!!!!!!! - Krzyknęłam przerażona, chowając twarz w dłoniach. Położyłam się obok Millera i wtuliłam się w jego tors. Usłyszałam w głowie cichy szept. Głos Eddiego. "Kocham Cię, bądź silna". Zamknęłam oczy, a po moich policzkach pociekły łzy...
***
Eddie powinien dostać wypis już tydzień temu. Wszyscy, razem z Trudy czekaliśmy na niego tego dnia pod szpitalem. Mijały godziny, a on się nie zjawiał. Wkurzona poszłam z Trudy zapytać o niego pielęgniarkę. Ta zaś zdziwiona, odpowiedziała nam smutnym uśmiechem i powiedziała, że po pacjenta przyjechał mężczyzna podający się za jego wujka, był czarnym Vanem. Nie mogła nam udzielić więcej informacji, bo obowiązywała ją tajemnica lekarska. Nie mogłam już tego znieść.
- Halo, proszę Pani. Niech Pani się obudzi. - Poczułam, jak ktoś szarpie mnie za ramię. Otworzyłam oczy. Mężczyzna w średnim wieku pochylał się nade mną. Leżałam na ławce z ulotkami w ręce. Ogłoszenie o zaginięciu...
Usiadłam. Po moich policzkach płynęły łzy.
- Wszystko w porządku? Może potrzebuje pani lekarza?
- Nie, nie, wszystko ze mną okay. Tylko zasnęłam ze zmęczenia. Od szóstej rano je rozwieszam. - Wskazałam na ulotki, a potem pokazałam mu zdjęcie. - Nie widział Pan tego chłopaka? Zaginął tydzień temu...
- Przykro mi, ale nie, nie widziałem. Musi być dla Pani ważny, skoro płacze Pani za nim przez sen...
- Skąd Pan wie? - Spytałam zdezorientowana.
- Przeczucie. - Uśmiechnął się ponuro. - Brat? Przyjaciel?
- Chłopak... - Spuściłam głowę.
- Ouu... Współczuję, wiem co to znaczy. Dwa lata temu zaginęła moja piętnastoletnia córka. - Westchnął.
Zesztywniałam.
- Znalazła się?
Skinął głową.
- Jej zwłoki znaleziono w stawie pół roku później.
- Ouu... Przykro mi... Niech Pan usiądzie. - Zrobiłam mu miejsce na ławce.
- Nie, nie. Śpieszę się do pracy. - Uśmiechnął się lekko. - Piętnaście minut tu stoję. Zaraz się spóźnię.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi, to nie Pani wina. Jest Pani... Jesteś w wieku mojej Katy... Masz 17 lat. - Powiedział patrząc mi w oczy.
- Skąd Pan to wie?
- Na tyle wyglądasz. - Uśmiechnął się. - Bardzo mi ją przypominasz.
Zmieszałam się. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jedyne na co się zdobyłam to lekki uśmiech.
- Ale teraz muszę iść... Mam nadzieję, że odnajdziesz swojego chłopaka. Do widzenia. - Nie dając mi szansy na odpowiedź, mężczyzna odszedł w tylko sobie znanym kierunku. Ta rozmowa była co najmniej dziwna. Co to w ogóle za facet? Podniosłam się z ławki i zaczęłam przyczepiać do tablicy ogłoszeń ulotki.
Mam nadzieję, że Eddie jest cały i zdrowy. I że nic mu się nie stało, że żyję. Że nie skończy jak ta córka tego dziwnego faceta. Zacznijmy od tego, dlaczego w ogóle tu jestem i robię to, co robię.
Od tamtej pory słuch o nim zaginął. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie. Prywatny detektyw to drogi wydatek, a policja w ogóle nic w tej kwestii nie robi. Zresztą jak zwykle. Od czego oni są? Od łapania przestępców, czy od wystawiania mandatów do cholery?! Tak to już jest w tym kraju. Niestety bardziej obchodzi ich ruch na drodze niż ludzkie życie. Jak już pomagają to nic nie znajdują.
Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się. Za mną stał Austin.
- Skończyłem, a jak idzie tobie? - Zapytał i widząc moją minę, uśmiechnął się współczująco.
- Jak widać. - Westchnęłam zrezygnowana i rzuciłam resztę ulotek na ławkę, patrząc jak mokną od deszczu, który dopiero co zaczął padać.
- Jest zimno, chodźmy już. Jak ty wyglądasz... Jesteś zmęczona.
- Mhm...
- Idziemy. - Objął mnie ramieniem i poprowadził w kierunku Domu Anubisa.
A nowe ogłoszenie, zawieszone przeze mnie, zdobiło tablicę, ukazując kolejny dramat. Jak nie klepsydry głoszące śmierć, to zaginięcia.
Zaginiony
Eddie Miller
Zaginął: 24 marca 2013 r.
Chłopak ma 17 lat, ma brązowe oczy i jasne blond włosy. Nosi czarną skórzaną kurtkę. Ostatni raz widziano go w godzinach porannych, w pobliskim szpitalu, z którego wyjść miał w dniu 24 lutego 2013 r. Jednak się nie zjawił.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, proszony jest o kontakt. Wyznaczona nagroda, do uzgodnienia.
tel.000441002303345
AlExAnDrA K