- Co tu się wyrabia?! - Wrzasnął Victor.
- Yyy... nic? My tylko oglądamy film. - odpowiedziałam.
- Dwa osobniki różnych płci NIE MAJĄ PRAWA PRZEBYWAĆ W JEDNYM POKOJU PO SZPILCE!!! Panno Williamson proszę wracać do siebie. Porozmawiamy o tym incydencie jutro...
Nie chciało mi się z nim kłócić. Bez słowa poszłam na górę. Nawet nie miałam siły przebrać się w piżamę. Byłam tak zmęczona, że zasnęłam w koszulce z logo Sick Puppies i dresach.
Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, żeby wyciągnąć z niej ciuchy. Kiedy zamknęłam mebel, spojrzałam za okno. Zobaczyłam sypiący śnieg. No tak, dzisiaj Wigilia. Zupełnie zapomniałam. Rzadko ktoś z nas jedzie do domu na święta, bo mamy tylko półtora tygodnia wolnego i nie ma sensu wydawać pieniędzy na podróż. Ostatnio byłam w domu na święta trzy lata temu. Moja rodzina jakoś nie ma nic przeciwko spędzaniu ich w domu Anubisa. Co roku Trudy przygotowuję nam naszą Wigilię. Jest wspaniale. Nasza opiekunka zabrania nam wydawania pieniędzy na prezenty i sama nam je kupuje, nawet Victorowi. Zawsze dobrze trafia, bo nas dobrze zna... Wyszłam z pokoju i poszłam na dół. Znaki świąt było widać już na schodach. Pełno wieńców i łańcuchów było porozwieszanych z góry do dołu i w holu również. Kiedy stanęłam w progu salonu dopadła mnie wypindrzona Amber i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Mamy święta Pat, załóż szpilki i sukienkę jak wszyscy! - powiedziała.
- Naprawdę muszę? Nie mogę iść w czarnej koszulce, dresie i papuciach?
- Nie, nie możesz! - Krzyknęła. - To elegancka Wigilia!
- Ja lubię moje spodnie od dresu. Są wygodne. A czarną bluzkę z logo zespołu Sick Puppies dostałam od mojego ojca, jak jechałam na ich koncert do Londynu.
- Masz się przebrać!
- Nie!
Westchnęła.
- Eddie! Chodź tu przekonać swoją dziewczynę do przebrania się! - Zaczęła się wydzierać.
- Czego chcesz Amber?! Nie mam czasu muszę iść na... a nieważne. Co?! - Do holu wszedł mój chłopak.
- Eddie! - Pisnęła blondynka. - Proszę, uspokój swoją dziewczynę i każ jej się przebrać!
- O co chodzi Gaduło? - Zapytał. Miał niepewną, a za razem przerażoną minę.
- Oj, bo Amber chce, żebym się elegancko ubrała. - Wyjaśniłam. - A ja nie chcę!
- Kotku co chcesz założyć?
- Nic! Chcę zostać tak jak jestem! Nie nazywaj mnie kotku, bo mam wodę zawsze pod ręką!
- Dobra, dobra... Ja wyjątkowo zgadzam się z Amber. Nie możesz iść w piżamie, bo ja... - Urwał.
- Bo ty co?! Będziesz się mnie wstydził?! Pfff... I co mnie to! Nie musisz się do mnie przyznawać!
- Nie wstydzę się ciebie. Musisz ładnie wyglądać, bo to Wigilia. Nie chcę żebyś była w piżamie, kiedy ja będę ci...
Założyłam ręce na piersi i uniosłam jedną brew.
- Będziesz co? Daj mi jeden dobry argument dla którego miałabym iść teraz na górę i się przebrać w coś czego nie lubię!
- Bo ja ładnie proszę?... Nie mogę ci powiedzieć, bo to niespodzianka!
- Nie znoszę niespodzianek! - Wrzasnęłam.
- Wytrzymasz. Jak nie to sam cię ubiorę w tą kieckę i szpilki!
Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem i pokierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Wyciągnęłam z niej dzbanek mleka. To tradycja. Na wszystkich wylewam różne ciecze, ale mój chłopak obrywa tylko mlekiem. Wróciłam do holu gdzie ciągle stali Eddie i Amber. Stanęłam na przeciwko nich jak gdyby nigdy nic.
- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? - Zapytałam.
- Urocza jesteś w tej piżamce, kochanie.
- A miałeś powiedzieć, że nie. - Westchnęłam i zanim ktokolwiek zauważył mleko wylądowało na jego twarzy i włosach, a ja się uśmiechnęłam.
- Kotku, no co ja ci zrobiłem?
- Niech pomyślę... chciałeś, żebym się przebrała, krzyczałeś na mnie! I mówiłeś do mnie kotku i kochanie! A ja tego nie znoszę! Tak samo jak niespodzianek. A ciebie mlekiem lubię oblewać.
- A dlaczego akurat mlekiem, słońce?... Tego nie wymieniłaś, więc mogę tak mówić.
- Ja się chyba pójdę przebrać. - Mruknęłam odwracając się do nich plecami i zaczęłam iść na górę, byle jak najdalej od nich.
Idąc do pokoju zastanawiałam się co na siebie włożyć. Przypomniałam sobie o mojej czarnej sukience z ćwiekami na ramionach oraz szpilkach, również tego samego koloru. Weszłam do pokoju i podeszłam do swojej szafy. Wyciągnęłam z niej moje ubrania na dzisiaj. Potem poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Następnie przemyłam twarz zimną wodą i nałożyłam maseczkę. Tak, dokładnie. Ja Patricia Williamosn nakładam na twarz maseczki... ale tylko czasami! Jak dzisiaj. Bo jak szaleć, to szaleć. Kiedy minął czas, przez jaki miałam trzymać maseczkę na twarzy, dokładnie ją zmyłam. Potem ubrałam się w swoją sukienkę i szpilki. Zrobiłam make up, użyłam pudru, cieni do powiek, eyelinera, tuszu do rzęs i pomadki do ust w kolorze zbliżonym do koloru moich ust. Na pomadkę nałożyłam przeźroczysty truskawkowy błyszczyk. Kiedy skończyłam się szykować była godzina 14:00. Nawet nie poszłam na śniadanie, a w Wigilię Trudy nie gotuje obiadu. alfie ledwo wytrzymuje... Ale i tak nie jestem głodna. Zeszłam po schodach i dopiero teraz dawało mi się we znaki, to jak dawno nie nosiłam szpilek. Co prawda nogi mnie nie bolały, ale potykałam się o nie prawie na każdym kroku. Jak taka pokraka, pomyślałam. Weszłam do salonu, ale nikogo tam nie było, więc udałam się do kuchni była tam tylko Trudy. Właśnie kończyła szykować potrawy na Wigilię.
- Pomóc ci coś zrobić, Trudy?
- Tak Gwiazdko, możesz nakryć do stołu. - Odpowiedziała.
- Dobrze. - Odpowiedziałam i wykonałam prośbę opiekunki. Nagle wszedł Eddie. Co znowu, pomyślałam.
- Pomóc ci może? - Zapytał.
- Nie musisz, już kończę.
- To jak skończysz, chodź do gabinetu Victora. Woła nas.
- Po co?... Ach... Jak myślisz da nam karę?
- To całkiem możliwe. - Stwierdził.
- Jakoś nie żałuję, że cię odwiedziłam po szpilce.
- Ja też nie żałuję... Skończyłaś?
- Tak. Chodźmy. Jestem gotowa ma najgorsze.
- No to za mną kochanie. - Powiedział i poszedł przodem. Kiedy dotarliśmy pod gabinet Victora, Eddie zapukał do drzwi. Po chwili usłyszeliśmy, że możemy wejść.
- No proszę. Dwa gołąbeczki przyszły. Siadać! - Rozkazał.
Niepewnie wykonaliśmy jego polecenie.
- A więc... Słuchamy. Co pan od nas chce? - Zapytałam.
- A więc, zastanawiałem się jaką karę wam dać i wraz z Corrbierem zdecydowaliśmy, że po nowym roku Eddie zamieszka przez dwa tygodnie w domu Izydy.
- Co?! - Wrzasnęliśmy oboje jednocześnie.
- Za co?! - Krzyknęłam. - Nic złego nie zrobiliśmy!
- Dwa osobniki płci przeciwnej w jednym pokoju po ciszy nocnej! To niedopuszczalne!
- Dlaczego?! - Kłóciłam się z nim.
- Bo ja tak powiedziałem!
- Czemu nie możemy być w jednym pokoju po szpilce? - Zapytał Eddie.
- To nie pisana zasada, którą ustaliłem! Nie macie nic do gadania! A teraz wyjdźcie!
- Nie wyjdę dopóki się nie dowiem, dlaczego nie możemy być w jednym pokoju po szpilce! My tylko oglądaliśmy film. - Dodał mój chłopak.
- A chcesz być całkowicie wydalony z domu Anubisa, panie Miller?! - Victor zrobił się cały czerwony.
- Mamy prawo wiedzieć o co chodzi! - Krzyknął Eddie.
- Jeżeli w ciągu 10 sekund nie opuścicie tego gabinetu zostaniecie wydaleni! 1, 2, 3, 4... - Zaczął odliczać.
Wyszliśmy z gabinetu.
- Co za wariat! - Wrzasnął Eddie, ale Victor na szczęście tego nie usłyszał.
- Uspokój się. - Westchnęłam.
- Denerwuje mnie.
- Ale nie możesz mu się sprzeciwić.
- To jest... A nie ważne... Gaduło, muszę na chwilę wyjść. Nie obrazisz się?
- A idź! Nie powinno cię obchodzić co ja myślę, nie bądź ode mnie zależny.
Poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Jerome z Alfiem właśnie wieszali jemiołę nad wejściem do salonu. Wiedziałam, że muszę się pilnować, żeby tam nie stanąć. Jeszcze by tego brakowało, żebym się z Jerrym pod jemiołą całowała. Mara by mnie zabiła!
- Pamiętajcie, że musicie się cmoknąć. - Powiedziałam do chłopaków.
- Nie! Fuj, nie jestem gejem. Chodzę z Marą. - Powiedział Jerome.
- Ale wy oboje stoicie pod jemiołą, więc musicie!
- Ja wierzę w przesądy Trixi. Nie będę się z Alfiem żenił!
- A w klątwę wierzysz? Jeżeli nie pocałujesz tego kogoś z kim stoisz pod jemiołą, to będziesz miał pecha przez 3 lata. - Wymyśliłam na poczekaniu. Naprawdę chciałam tych dwóch wymieniających się ze sobą śliną.
- Trudno. Ja się z Alfiem lizał nie będę!
- Czyli chcesz stracić swoje włosy? - Uniosłam jedną brew.
- Masz rację! Tylko nie włosy! - Powiedział i pocałował Alfiego z języczkiem. Zrobiłam zdjęcie swoim nowym iPhonem 5, który odkupił mi Eddie. Nie chciałam go przyjąć, ale nalegał z 5 godzin. Na szczęście Jerry i nie zauważył, Alfie też nie.
- Maro! - Wydarłam się.
- Co się stało? - Zapytała dziewczyna wchodząc do salonu przez jadalnię. Alfie zdążył zwiać do swojego pokoju. Ma dziewczyna szczęście, że nie przeszła pod jemiołą. Musiałaby całować swojego faceta, który przed kilkoma minutami wymieniał się pod nią śliną z Alfiem. Teraz dalej tam stał. Biedna Mara miałaby zarazki z gęby Alfiego na ustach.
- Jerome całował się z Alfiem! I to z języczkiem! Zobacz! - Pokazałam jej zdjęcie, czekając na reakcję.
- Co?! Jesteś gejem?! Mogłeś mi powiedzieć! - Krzyczała na chłopaka, następnie wybiegła z salonu i pobiegła na górę nie dając Jerremu się wytłumaczyć. Dobrze mu tak!
- I bum. - Powiedziałam mrocznie patrząc jak oszołomienie powoli znika z twarzy Clarka, po czym zaczęłam się śmiać.
- Coś ty narobiła?!
- Twoja dziewczyna powinna wiedzieć, że ją zdradziłeś z chłopakiem Jeromku.
- Ale ja tylko dbam o swoją fryzurę! Wiesz ile trwa ułożenie jej? Dwie godziny! Wstaje dwie godziny wcześniej, żeby ułożyć swoje włosy!
- A co mnie to obchodzi? - Odparłam obojętnie. - Tak czy inaczej pocałowałeś Alfiego.
- Dla fryzury!
- Gej!
- Kocham moje włosy nad życie, Trixi! Są dla mnie na pierwszym miejscu, nic nie jest ważniejsze!
- Jeżeli tak, to po co chodzić z Marą?! Pozwoliłbyś jej zginąć, jeżeli w grę wchodziłyby twoje włosy?! Dupek!
- Nie! Jestem fajny!
- Nie jesteś! Jesteś chory psychicznie! Psychicznie kolego!!!
Nie miałam ochoty dłużej go słuchać, więc poszłam na górę, do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam słuchać muzyki z mojej mp3.
O nie, pomyślałam. Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki sprawdzić jak wyglądam - bez zastrzeżeń. Poszłam na dół. Słuchanie muzyki trochę mnie zmorzyło, więc teraz byłam zmęczona, co chwilę potykałam się o własne nogi przez te głupie szpilki. Weszłam do salonu i znów się zachwiałam. Wiedziałam, że się przewrócę, jednak nic takiego nie nastąpiło.
- No proszę... jak ty uwielbiasz, kiedy trzymam cię w ramionach. - To był Eddie. Złapał mnie.
- Puść mnie oblechu. - Odparłam.
- Dalej jesteś zła? - Zapytał nie spełniając mojego rozkazu.
- Oczywiście, że tak!
- Przepraszam. - Oparł i zupełnie nie wiem po co spojrzał nad nas i mnie pocałował. Zapomniałam o jemiole!
- Jak ja nie znoszę jemioł. - Mruknęłam.
- Wierzysz w przesądy Gaduło? - Zapytał przez śmiech.
Cały czas mnie trzymał. Teraz mi się przypomniała ta cała przepowiednia i jęknęłam.
- O matko!... Oby to nie była prawda.
- Co? Nie chcesz zostać moją żoną w ciągu najbliższego roku?
- Nie chcę! Z tobą się nie da wytrzymać! Teraz to przynajmniej mogę z tobą zerwać bez problemu, a tak to co? Rozwody, separacje i inne bzdety!
- Przepraszam za rano, ale dzisiaj jest Wigilia i trzeba elegancko wyglądać... Po kolacji coś ci powiem, jeśli jesteś na mnie zła za to, że sobie poszedłem. Musisz być cierpliwa, słońce. - Powiedział i znowu wpił się w moje usta, jak wampir wysysający krew se swej ofiary. Tym razem się nie opierałam.
19:05
- Opanujcie się! - Usłyszeliśmy Trudy. - Wiem, że to jemioła, ale opanujcie się! Albo przyniosę wodę!
Szybko oderwaliśmy się od siebie.
-Jak długo tu stoimy? - Zapytałam.
- Z jakieś 5 minut już! Wszyscy czekają tylko na was.
- Sorry. - Powiedziałam nieco speszona i usiadłam do stołu, a Eddie zaraz po mnie. O dziwo Victor ani Sweet się nie pieklili, tylko Trudy. Nasza opiekunka zaprosiła dyra na Wigilię.
Eric odchrząknął, wstał i podniósł kieliszek. Tylko Victor i Trudy mieli nalane wino, jak on.
-Chciałbym wznieść toast za te piękne święta. - Oznajmił. - I chciałbym wam życzyć przede wszystkim dobrych ocen w szkole, dzieci.
- Pat co to za błyszczyk? Dobry jest. - Powiedział Eddie. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Trzepnęłam go w ramię.
- Truskawkowy, ale teraz nie gadajmy o tym. - Szepnęłam.
- Darujcie se. - Powiedział Jerome.
- Mówi ten, co masował podniebienie Alfiemu pod jemiołą! - Krzyknęłam, a wszystkie spojrzenia skierowały się na Jerome'a. Fabian wypluł jedzenie, a dyrektor Sweet upuścił pusty kieliszek.
Mara posmutniała.
- To dla mojej fryzury!
- No właśnie! Fryzura ważniejsza od swojej dziewczyny! Ty geju, zboczony!
- Ej, ej! Bez takich... Proszę wstajemy od stołu, będziemy dzielić się opłatkiem. - Oznajmił Victor.
- Naprawdę nie możemy ominąć tego zwyczaju? - Zapytałam.
- Nie, Nie możemy Paticio. - Odparła Trudy i rozdała wszystkim opłatki.
Poskładaliśmy sobie wszyscy nawzajem życzenia i usiedliśmy do stołu..
- A ze mną to opłatka nie wymienisz? - Oburzył się Eddie.
- Aaaa... Jeszcze ty.
Wstałam i stanęłam na przeciwko blondyna. Myśląc, że wszyscy na nas patrzą zrobiłam się czerwona.
- Życzę ci przede wszystkim szczęścia, żebyś była taka jak jesteś i nigdy nie zmieniała się z byle powodu. I ostatnia rzecz jaką ci życzę to mieć cudownego chłopaka, czyli mnie. - Powiedział Eddie z pięknym uśmiechem na ustach.
- Dzięki. Ja ci życzę przede wszystkim cierpliwości, no przy mnie będzie ci potrzebna. Szczęścia, zdrowia, spełnienia marzeń i wspaniałej żony w przyszłości.
-No, wspaniała będzie, bo to będziesz ty. - Uśmiechnął się, na co Sweet odchrząknął.
- Nie. Raczej nie.
- Pat... uwierz mi, że to będziesz ty.
- Raczej w to wątpię , Eddie. Twój tata mnie nie cierpi. Na pewno nie chce mieć mnie za synową. - Powiedziałam i kątem oka spojrzałam na dyrektora.
- To nie czas na takie pogawędki! Jedzmy kolację! Siadajcie! - Odezwał się.
Usiedliśmy do stołu i zjedliśmy kolację. Najwięcej zjadł Alfie, ale można było się tego spodziewać.
- Pora otwierać prezenty! - Krzyknęła Trudy klaszcząc w dłonie.
Wszyscy podeszliśmy do choinki. Nasza opiekunka zaczęła rozdawać paczki. Pierwsza w kolejce po prezent była Nina. Dostała srebrny pierścionek z wizerunkiem oka Horusa. Mara i Joy dostały książki, ta pierwsza Serie Darów Anioła, a ta druga Sagi Zmierzch.
Fabian również dostał jakąś książkę. Sądząc po kawałku okładki, którą udało mi się zobaczyć zanim wybiegł radosny z pokoju podskakując, był to "Intruz". Alfie dostał "Zestaw Małego Czarodzieja", o którym od dawna marzył. Jerome przyrządy do pielęgnacji włosów. Amber zaczęła piszczeć, kiedy zobaczyła, że jej prezent to bilet na koncert jej idola - Justina Biebera. My z Eddiem również dostaliśmy bilety tyle, że na koncert Sick Puppies. Zaczęłam się śmiać, kiedy zobaczyłam, że Victor dostał piżamę, jego mina była bezcenna. Nasz dyrek dostał filiżankę do herbaty i czerwone wino.
Nagle Eddie złapał mnie za rękę i pociągnął kawałek dalej.
- Co chcesz?
- Jest coś, co chcę abyś wiedziała. - Oznajmił.
- O co chodzi, Eddie?
Westchnął podenerwowany i uklęknął na jedno kolano. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, a mi aż gula stanęła w gardle.
- Nigdy ci tego nie mówiłem, więc teraz to zrobię dając ci ten prezent. - Powiedział kładąc na rękę czerwone, podłużne pudełeczko. Odetchnęłam z ulgą. To nie było pudełeczko od pierścionka. - Kocham cię, Patricio.
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć.
- Ja też cię kocham, Eddie.
Wszyscy zaczęli buczeć i wydawać te charakterystyczne w takie sytuacji "Uuu" i "Ooo". Tylko Sweet i Victor pozostali niewzruszeni.
Eddie wstał z podłogi i mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Nie ruszało nas to, że wszyscy się a nas gapią. Kiedy się od siebie oderwaliśmy zobaczyłam minę Amber. Była jak dla mnie przerażająca. Po chwili zaczęła wrzeszczeć, aż musiałam zatkać swoje uszy i krzyknąć.
- Amber zamknij się!
- Nie! Jesteście tacy słodcy!
- Rozmowę uważam za zakończoną. - Odparłam.
Sweet był cały blady. Chyba myślał, że Eddie chce mi się oświadczyć. Ale miałam to gdzieś.
- Tato, wszystko okey? - Zaniepokoił się Miller.
- Ze mną? Tak, tak tylko muszę usiąść i napić się wody.
- To usiądź i się napij tej wody.
Tak też zrobił. Teraz jego twarz przybrała odcień purpury.
- Myślę, że twój ojciec serio mnie nie lubi. - Szepnęłam do Eddiego.
- Nie przejmuj się nim. - Szepnął mi.
- No jak uważasz.
Usiedliśmy na kanapie. Sweet nieco się ogarnął. Mara poszła do kuchni. Akurat Jerome chciał z nią porozmawiać. Joy przeszła obok i wyszło na to, że teraz razem stali pod jemiołą.
- Całus! - Krzyknęli wszyscy.
Jerome i Joy się pocałowali. Mara wyszła z kuchni i spojrzała na nich z oburzeniem.
- Jerome! Najpierw Alfie, teraz Joy?!
- Czyli jednak nie jesteś gejem. - Stwierdziłam.
- Joy! Jerome! Nie odzywajcie się do mnie!... Jerome to koniec! Nienawidzę cię! - Krzyknęła Mara i uciekła z salonu ze łzami w oczch.
- No to sobie nagrabiliście! - Skomentowałam. Ja jako jedyna śmiałam się z tego przedstawienia.
- Co z tego? Od dawna nam się nie układało. Z tą fryzurą, która jest u mnie na pierwszym miejscu to prawda!
- Czyli teraz uderzysz do Joy czy do Alfiego? - Zapytłam.
- Cicho Trixi. - Powiedział zrezygnowany Jerry.
- Ale ja pytam serio.
- Ja też mówię serio.
- Oj tam nie przejmuj się nią. Gada od rzeczy. - Wtrącił Eddie.
- Nie przeginaj Edziu, bo cię wepchnę od jemiołę! - Wydarłam się.
- Z kim? - Zapytał mój chłopak
- Z Jerrym! Przecież nie ze mną.
- Nie! To ja nie chcę! - Oburzył się mój chłopak.
- A z kim chcesz się całować?! Z Fabianem? Dobra!... Fabian! Chodź na chwilę!
- Słucham? - Zapytał podchodząc do nas.
- Właź z Eddiem pod jemiołę się całować!
- Nie ma mowy! - Oburzył się chłopak.
- Nino? Zgadzasz się? - Zapytałam.
- Ale ja nie chce całować z twoim chłopakiem, Pat. - Odpowiedziała zakłopotana.
- Jak to? Nie bardzo rozumiem... Fabian ma się z nim całować, a nie ty!
- Aaa... Jasne, chętnie popatrzę.
- Nie brzydzi cię, że zjesz potem ślinę Eddiego? - Zapytałam.
- Nie, każę Fabianowi umyć zęby.
- Jak jesteś taka pewna siebie kotku, to sama pocałuj się z Niną pod jemiołą. - Powiedział Eddie. - Umyjesz zęby i nie zjem jej śliny.
- Nino, co ty na to? - Spytałam patrząc na blondynkę.
- Nie! Co ja Emily z Pretty Little Liars? - Oburzyła się Nina.
- Nie wiem, może. - Odpowiedziałam.
- To ja ci powiem. Nie jestem lesbijką, Patricio.
- Ja też nie jestem... inaczej nie byłabym z tym tu panem. - Wskazałam na Eddiego.
- To po co każesz mi się z tobą całować?!
- Ja ci nic nie każę, oni tego chcą, a jeżeli chcemy zobaczyć ich całujących się o musimy też to zrobić, obawiam się.
- Nie weź się ssij z kimś innym! - Krzyknęła blondynka.
- Haha, wyluzuj Nino. - Zaśmiałam się.
- Ja się na to nie piszę! To jakbym zdradziła Fabiana!
- Ale chcesz, żeby Fabian zdradził ciebie z Eddiem.
- Wcale nie chcę. Ty na pewno też!
- Ona ma dobre argumenty. - Powiedział Eddie.
- Jakie?! - Zapytałam.
- No nie chcesz, żebym cię zdradził, ona nie chce zdradzić Fabiana... wszyscy szczęśliwi!
- No w sumie, to racja... Więc następnym razem mnie nie denerwuj Edziu, bo cię wepchnę z Fabianem pod jemiołę!
- Tylko nie Edziu! - Oburzył się mój chłopak.
- Cicho!... Chociaż, gdyby się tak zastanowić... to nie zdrada tylko żart!
- No w sumie, to masz rację Pat. To tylko żarty. - Odparła Nina po chwili. - Fabian, kochanie idź proszę z Eddiem pod jemiołę.
- Nie! Nie całuję facetów, Nino! - Oburzył się brunet.
- Okey i wiesz co? Mnie też nie pocałujesz przez najbliższy miesiąc. Odpowiada ci taka kara? - Zaszantażowała go Nina.
- Szantażem nie wygrasz, wiesz? Spoko, i tak go nie pocałuję. - Odparł Fabian.
- A jeżeli ty nie pocałujesz Fabiana, Eddie. - Zaczęłam. - To ja ciebie też nie pocałuje.
- A założysz się? - Zapytał mój chłopak.
- Oczywiście!
- Spoko. - Powiedział i mnie pocałował. Odwzajemniłam go! Głupia ja zapomniałam, co mu przed chwilą powiedziałam. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie. - I co? Przegrałaś!
- Od teraz nie ma całowania! - Krzyknęłam.
- Pewna jesteś? - Zapytał.
- Twój tata patrzy. - Oznajmiłam. Jeszcze by nam brakowało kazania dyrektorka Sweeta.
- I co z tego?! Koniec tematu!... Otworzysz to w reszcie czy nie?! - Wciąż trzymałam zamknięte, czerwone pudełeczko.
- Nie, dopóki nie pocałujesz Fabiana.
Westchnął i podszedł do niego. Szepnął mu coś i się pocałowali.
- A ja sądziłam, że on nie jest gejem. - Powiedziałam do Niny, która patrzyła na nich z oszołomieniem wymalowanym na twarzy.
- Otwieraj kochanie. - Poprosił z miną szczeniaczka Eddie.
- Powiedz co to jest. - Poprosiłam.
- Jak to co?! Prezent! Spodoba ci się.
- Masz mi powiedzieć co jest w środku, wiesz, że nie znoszę niespodzianek.
- To jest prezent. Dla ciebie, od twojego chłopaka. Biżuteria. - Odpowiedział.
Westchnęłam i otworzyłam pudełeczko. W środku była bransoletka z białego złota, wysadzana diamentami. Była prześliczna.
- Eddie pogięło cię?! To musiało kosztować fortunę!
- Nie kosztowało mnie ani pensa. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Ukradłeś? - Zapytałam.
- Nie! Kupiłem! - Oburzył się Eddie.
- To znaczy, że zapłaciłeś... Nie Eddie, nie mogę tego przyjąć. - Oddałam mu ten prezent.
- Zabierz ją. Zapłaciłem, ale pensa nie wydałem. - Odparł mój chłopak.
- Nie rozumiem.
- No płaciłem za nią, ale nie z mojej kasy. - Odpowiedział Eddie.
- Kogo okradłeś? - Zapytałam.
- Nikogo. Mam rodziców po rozwodzie, pamiętasz? Dostałem kasę od rodziców.
- I tak tego nie przyjmę Eddie... to zbyt drogi prezent.
- Nie przesadzaj, słońce. Zabierz ją. - Wyciągnął bransoletkę z pudełeczka i założył mi ją na lewą rękę.
- Ale Eddie... ja naprawdę nie mogę. - Próbowałam protestować, jednak on był zbyt uparty.
- Cicho... jakbym nie chciał, to bym nie kupił. - Odparł Eddie.
- No ale ja...
- "Dziękuję". - Przerwał mi. - Powtórz.
Westchnęłam.
- Dziękuję, jest śliczna.
- Proszę. To naprawdę nic wielkiego. Cieszę się, że ci się podoba. Kupiłem ją, bo cię kocham. Nie zdejmuj jej bez potrzeby, chyba że nie będziesz chciała mnie znać. - Poprosił mój chłopak.
- Nie mów tak. - Powiedziałam i położyłam swoje ręce na jego policzkach. - Ja też cię kocham, obiecuję że nigdy nie będzie dnia w jakim nie będę chciała cię znać. Za bardzo mi na tobie zależy. - Wyjaśniłam.
Pocałował mnie.
- Wybaczcie, że przerywam, ale Patricia ma rację Eddie. To zbyt drogi prezent, 200 funtów to za dużo. Oddaj tą bransoletkę do sklepu. Dobrze Eddie? - Wtrącił Sweet.
- Nie! - Wrzasnęła Amber. - Eddie nic nie będzie oddawał! Uważam, że to słodkie, że on kupuje jej prezenty. A pan tu nie ma nic do gadania, bo to jego decyzja ile wyda i na co!
- Ale to moje pieniądze i mam prawo decydować co mój syn za nie kupi!...Eddie, miałeś kupić prezent siostrze. Zawiodłem się na tobie.
- No przecież kupiłem. Kupiłem dla Megan i dla Patricii. - Odpowiedział mój chłopak.
- Ile wydałeś na siostrę? A ile na Patricię?
- Jakieś 50 na Megan i 200 na Pat, a co? Masz jakiś problem? - Zapytał Eddie. Widać było, że jest zdenerwowany na ojca.
- Eddie, twój tata ma rację. Nie mogę tego przyjąć. - Ściągnęłam bransoletkę i wcisnęłam mu ją do ręki.
- Nie! To taty problem, a nie mój! Słońce, ja dla ciebie złamałem zakaz. Nie wolno nam kupować sobie prezentów, a ja tobie kupiłem. Na dodatek jestem bezczelny! Nikomu nic nie kupiłem. Tyko tobie, kotku. - Nawijał mój chłopak. To było miłe, że jest dla mnie taki.
- Naprawdę nie powinieneś nic mi kupować, bo ja nie mam nic dla ciebie. To jest nie fair. - Odparłam.
- Ja nic od ciebie nie chcę... No ewentualnie, możesz mi dać buziaka. - Powiedział Eddie.
- Buziaka dostaniesz zawsze i wszędzie. - Uśmiechnęłam się. - Ale tak czy inaczej... nie mogę przyjąć tego prezentu.
- Przyjmij to. Bo się fochnę. - Poprosił.
- To jest szantaż! - Pożaliłam się.
- Nie. To nie szantaż Gaduło, tylko prośba. Słońce moje, kotku, kochanie przyjmij tę bransoletkę jako znak mojej miłości i wierności.
- No wierny to ty nie jesteś. - Zauważyłam. - Jeszcze chwilę temu się z Fabianem całowałeś.
- To były żarty Pattie... To jak?
- Jutro ci powiem. - Odpowiedziałam.
- Co mi powiesz? Teraz ją załóż. - Nalegał mój chłopak.
- Eddie... Czy jest jakaś rzecz jaką mogę ci się zrewanżować? - Zapytałam.
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli to, że nie przyjmę tego dopóki nie będzie czegoś czym mogę ci się za to zrewanżować. - Wyjaśniłam.
- Daj mi buziaka i po sprawie.
- Eddie, buziak tego nie załatwi.
- To z języczkiem! - Wykrzyknął.
Wzdrygnęłam się, bo wyobraziłam sobie Alfiego i Jeroma.
- I jesteś pewny, że to zrekompensuje ten prezent? - Zapytałam.
- Chyba tak. - Odparł Eddie. - Ale nie tutaj!
- To gdzie?
- Chodźmy na dwór. - Zaproponował.
- No dobrze. - Zgodziłam się.
Wyszliśmy z salonu. Ubraliśmy kurtki w holu i wyszliśmy na zewnątrz. Poczułam jak narastają we mnie nerwy. Bałam się tego nowego doświadczenia, jeżeli tak to mogłam nazwać.
- Jesteś gotowy? - Zapytałam.
- To chyba ja powinienem ciebie o to zapytać. - Zaśmiał się. - Wyglądasz jakbyś miała zaraz eksplodować.
- Bo się boję.
- Czego? To tylko pocałunek, Pat.
- Z języczkiem! - Wydarłam się.
- I co z tego? - Dalej nie rozumiał.
- No bo mnie to przeraża, Eddie. - Wyznałam.
- A ja ci mówię, że to nic strasznego. - Był taki pewny siebie.
- Próbowałeś? - Zapytałam.
- Nie, ale czytałem o tym i widziałem na filmach. Wydaje się przyjemne.
- A dla mnie obleśne.
- A ja ci udowodnię, że nie jest. - Nagle wszystko przestało istnieć, gdy niespodziewanie poczułam jego usta na swoich. Były chłodne, ale słodkie, zresztą jak zawsze. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Jednak na tym się nie skończyło. Najpierw to był normalny, przeciętny pocałunek, jakim wymieniliśmy się praktycznie zawsze. Oboje zamknęliśmy oczy i tkwiliśmy w bezruchu, przez chwilę, potem Eddie się poruszył. Dłonie położył na mojej szyi wplatając je w moje włosy. Poczułam jak delikatnie pieści językiem moje wargi. Dobrowolnie je rozchyliłam. Nie czułam już strachu, ale coś co chyba można było nazwać podnieceniem. Byłam ciekawa co stanie się dalej. Motyle w brzuchu pobudziły się, a ręce zaczęły drżeć, wcale nie z zimna. Eddie lekko, lecz ostrożnie wsunął język do mojej buzi. Nogi się pode mną ugięły czując jak delikatnie łaskocze mnie w podniebienie i dziąsła. Miał rację, to było przyjemne. Mój umysł nawet nie myślał o ty, by zatrzymać go przed tym co robi. Nasze języki splątane, wiły się opętane pomiędzy naszymi ustami. Mimo wszystko, jeżeli miałabym wybierać pomiędzy francuskim i przeciętnym pocałunkiem, ten drugi byłby zawsze na pierwszym miejscu. "Wymienialiśmy się śliną" przez dłuższą chwilę, po czym oderwaliśmy się od siebie.
- Jest coś, co chcę abyś wiedziała. - Oznajmił.
- O co chodzi, Eddie?
Westchnął podenerwowany i uklęknął na jedno kolano. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, a mi aż gula stanęła w gardle.
- Nigdy ci tego nie mówiłem, więc teraz to zrobię dając ci ten prezent. - Powiedział kładąc na rękę czerwone, podłużne pudełeczko. Odetchnęłam z ulgą. To nie było pudełeczko od pierścionka. - Kocham cię, Patricio.
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam co miałam powiedzieć.
- Ja też cię kocham, Eddie.
Wszyscy zaczęli buczeć i wydawać te charakterystyczne w takie sytuacji "Uuu" i "Ooo". Tylko Sweet i Victor pozostali niewzruszeni.
Eddie wstał z podłogi i mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Nie ruszało nas to, że wszyscy się a nas gapią. Kiedy się od siebie oderwaliśmy zobaczyłam minę Amber. Była jak dla mnie przerażająca. Po chwili zaczęła wrzeszczeć, aż musiałam zatkać swoje uszy i krzyknąć.
- Amber zamknij się!
- Nie! Jesteście tacy słodcy!
- Rozmowę uważam za zakończoną. - Odparłam.
Sweet był cały blady. Chyba myślał, że Eddie chce mi się oświadczyć. Ale miałam to gdzieś.
- Tato, wszystko okey? - Zaniepokoił się Miller.
- Ze mną? Tak, tak tylko muszę usiąść i napić się wody.
- To usiądź i się napij tej wody.
Tak też zrobił. Teraz jego twarz przybrała odcień purpury.
- Myślę, że twój ojciec serio mnie nie lubi. - Szepnęłam do Eddiego.
- Nie przejmuj się nim. - Szepnął mi.
- No jak uważasz.
Usiedliśmy na kanapie. Sweet nieco się ogarnął. Mara poszła do kuchni. Akurat Jerome chciał z nią porozmawiać. Joy przeszła obok i wyszło na to, że teraz razem stali pod jemiołą.
- Całus! - Krzyknęli wszyscy.
Jerome i Joy się pocałowali. Mara wyszła z kuchni i spojrzała na nich z oburzeniem.
- Jerome! Najpierw Alfie, teraz Joy?!
- Czyli jednak nie jesteś gejem. - Stwierdziłam.
- Joy! Jerome! Nie odzywajcie się do mnie!... Jerome to koniec! Nienawidzę cię! - Krzyknęła Mara i uciekła z salonu ze łzami w oczch.
- No to sobie nagrabiliście! - Skomentowałam. Ja jako jedyna śmiałam się z tego przedstawienia.
- Co z tego? Od dawna nam się nie układało. Z tą fryzurą, która jest u mnie na pierwszym miejscu to prawda!
- Czyli teraz uderzysz do Joy czy do Alfiego? - Zapytłam.
- Cicho Trixi. - Powiedział zrezygnowany Jerry.
- Ale ja pytam serio.
- Ja też mówię serio.
- Oj tam nie przejmuj się nią. Gada od rzeczy. - Wtrącił Eddie.
- Nie przeginaj Edziu, bo cię wepchnę od jemiołę! - Wydarłam się.
- Z kim? - Zapytał mój chłopak
- Z Jerrym! Przecież nie ze mną.
- Nie! To ja nie chcę! - Oburzył się mój chłopak.
- A z kim chcesz się całować?! Z Fabianem? Dobra!... Fabian! Chodź na chwilę!
- Słucham? - Zapytał podchodząc do nas.
- Właź z Eddiem pod jemiołę się całować!
- Nie ma mowy! - Oburzył się chłopak.
- Nino? Zgadzasz się? - Zapytałam.
- Ale ja nie chce całować z twoim chłopakiem, Pat. - Odpowiedziała zakłopotana.
- Jak to? Nie bardzo rozumiem... Fabian ma się z nim całować, a nie ty!
- Aaa... Jasne, chętnie popatrzę.
- Nie brzydzi cię, że zjesz potem ślinę Eddiego? - Zapytałam.
- Nie, każę Fabianowi umyć zęby.
- Jak jesteś taka pewna siebie kotku, to sama pocałuj się z Niną pod jemiołą. - Powiedział Eddie. - Umyjesz zęby i nie zjem jej śliny.
- Nino, co ty na to? - Spytałam patrząc na blondynkę.
- Nie! Co ja Emily z Pretty Little Liars? - Oburzyła się Nina.
- Nie wiem, może. - Odpowiedziałam.
- To ja ci powiem. Nie jestem lesbijką, Patricio.
- Ja też nie jestem... inaczej nie byłabym z tym tu panem. - Wskazałam na Eddiego.
- To po co każesz mi się z tobą całować?!
- Ja ci nic nie każę, oni tego chcą, a jeżeli chcemy zobaczyć ich całujących się o musimy też to zrobić, obawiam się.
- Nie weź się ssij z kimś innym! - Krzyknęła blondynka.
- Haha, wyluzuj Nino. - Zaśmiałam się.
- Ja się na to nie piszę! To jakbym zdradziła Fabiana!
- Ale chcesz, żeby Fabian zdradził ciebie z Eddiem.
- Wcale nie chcę. Ty na pewno też!
- Ona ma dobre argumenty. - Powiedział Eddie.
- Jakie?! - Zapytałam.
- No nie chcesz, żebym cię zdradził, ona nie chce zdradzić Fabiana... wszyscy szczęśliwi!
- No w sumie, to racja... Więc następnym razem mnie nie denerwuj Edziu, bo cię wepchnę z Fabianem pod jemiołę!
- Tylko nie Edziu! - Oburzył się mój chłopak.
- Cicho!... Chociaż, gdyby się tak zastanowić... to nie zdrada tylko żart!
- No w sumie, to masz rację Pat. To tylko żarty. - Odparła Nina po chwili. - Fabian, kochanie idź proszę z Eddiem pod jemiołę.
- Nie! Nie całuję facetów, Nino! - Oburzył się brunet.
- Okey i wiesz co? Mnie też nie pocałujesz przez najbliższy miesiąc. Odpowiada ci taka kara? - Zaszantażowała go Nina.
- Szantażem nie wygrasz, wiesz? Spoko, i tak go nie pocałuję. - Odparł Fabian.
- A jeżeli ty nie pocałujesz Fabiana, Eddie. - Zaczęłam. - To ja ciebie też nie pocałuje.
- A założysz się? - Zapytał mój chłopak.
- Oczywiście!
- Spoko. - Powiedział i mnie pocałował. Odwzajemniłam go! Głupia ja zapomniałam, co mu przed chwilą powiedziałam. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie. - I co? Przegrałaś!
- Od teraz nie ma całowania! - Krzyknęłam.
- Pewna jesteś? - Zapytał.
- Twój tata patrzy. - Oznajmiłam. Jeszcze by nam brakowało kazania dyrektorka Sweeta.
- I co z tego?! Koniec tematu!... Otworzysz to w reszcie czy nie?! - Wciąż trzymałam zamknięte, czerwone pudełeczko.
- Nie, dopóki nie pocałujesz Fabiana.
Westchnął i podszedł do niego. Szepnął mu coś i się pocałowali.
- A ja sądziłam, że on nie jest gejem. - Powiedziałam do Niny, która patrzyła na nich z oszołomieniem wymalowanym na twarzy.
- Otwieraj kochanie. - Poprosił z miną szczeniaczka Eddie.
- Powiedz co to jest. - Poprosiłam.
- Jak to co?! Prezent! Spodoba ci się.
- Masz mi powiedzieć co jest w środku, wiesz, że nie znoszę niespodzianek.
- To jest prezent. Dla ciebie, od twojego chłopaka. Biżuteria. - Odpowiedział.
Westchnęłam i otworzyłam pudełeczko. W środku była bransoletka z białego złota, wysadzana diamentami. Była prześliczna.
- Eddie pogięło cię?! To musiało kosztować fortunę!
- Nie kosztowało mnie ani pensa. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- Ukradłeś? - Zapytałam.
- Nie! Kupiłem! - Oburzył się Eddie.
- To znaczy, że zapłaciłeś... Nie Eddie, nie mogę tego przyjąć. - Oddałam mu ten prezent.
- Zabierz ją. Zapłaciłem, ale pensa nie wydałem. - Odparł mój chłopak.
- Nie rozumiem.
- No płaciłem za nią, ale nie z mojej kasy. - Odpowiedział Eddie.
- Kogo okradłeś? - Zapytałam.
- Nikogo. Mam rodziców po rozwodzie, pamiętasz? Dostałem kasę od rodziców.
- I tak tego nie przyjmę Eddie... to zbyt drogi prezent.
- Nie przesadzaj, słońce. Zabierz ją. - Wyciągnął bransoletkę z pudełeczka i założył mi ją na lewą rękę.
- Ale Eddie... ja naprawdę nie mogę. - Próbowałam protestować, jednak on był zbyt uparty.
- Cicho... jakbym nie chciał, to bym nie kupił. - Odparł Eddie.
- No ale ja...
- "Dziękuję". - Przerwał mi. - Powtórz.
Westchnęłam.
- Dziękuję, jest śliczna.
- Proszę. To naprawdę nic wielkiego. Cieszę się, że ci się podoba. Kupiłem ją, bo cię kocham. Nie zdejmuj jej bez potrzeby, chyba że nie będziesz chciała mnie znać. - Poprosił mój chłopak.
- Nie mów tak. - Powiedziałam i położyłam swoje ręce na jego policzkach. - Ja też cię kocham, obiecuję że nigdy nie będzie dnia w jakim nie będę chciała cię znać. Za bardzo mi na tobie zależy. - Wyjaśniłam.
Pocałował mnie.
- Wybaczcie, że przerywam, ale Patricia ma rację Eddie. To zbyt drogi prezent, 200 funtów to za dużo. Oddaj tą bransoletkę do sklepu. Dobrze Eddie? - Wtrącił Sweet.
- Nie! - Wrzasnęła Amber. - Eddie nic nie będzie oddawał! Uważam, że to słodkie, że on kupuje jej prezenty. A pan tu nie ma nic do gadania, bo to jego decyzja ile wyda i na co!
- Ale to moje pieniądze i mam prawo decydować co mój syn za nie kupi!...Eddie, miałeś kupić prezent siostrze. Zawiodłem się na tobie.
- No przecież kupiłem. Kupiłem dla Megan i dla Patricii. - Odpowiedział mój chłopak.
- Ile wydałeś na siostrę? A ile na Patricię?
- Jakieś 50 na Megan i 200 na Pat, a co? Masz jakiś problem? - Zapytał Eddie. Widać było, że jest zdenerwowany na ojca.
- Eddie, twój tata ma rację. Nie mogę tego przyjąć. - Ściągnęłam bransoletkę i wcisnęłam mu ją do ręki.
- Nie! To taty problem, a nie mój! Słońce, ja dla ciebie złamałem zakaz. Nie wolno nam kupować sobie prezentów, a ja tobie kupiłem. Na dodatek jestem bezczelny! Nikomu nic nie kupiłem. Tyko tobie, kotku. - Nawijał mój chłopak. To było miłe, że jest dla mnie taki.
- Naprawdę nie powinieneś nic mi kupować, bo ja nie mam nic dla ciebie. To jest nie fair. - Odparłam.
- Ja nic od ciebie nie chcę... No ewentualnie, możesz mi dać buziaka. - Powiedział Eddie.
- Buziaka dostaniesz zawsze i wszędzie. - Uśmiechnęłam się. - Ale tak czy inaczej... nie mogę przyjąć tego prezentu.
- Przyjmij to. Bo się fochnę. - Poprosił.
- To jest szantaż! - Pożaliłam się.
- Nie. To nie szantaż Gaduło, tylko prośba. Słońce moje, kotku, kochanie przyjmij tę bransoletkę jako znak mojej miłości i wierności.
- No wierny to ty nie jesteś. - Zauważyłam. - Jeszcze chwilę temu się z Fabianem całowałeś.
- To były żarty Pattie... To jak?
- Jutro ci powiem. - Odpowiedziałam.
- Co mi powiesz? Teraz ją załóż. - Nalegał mój chłopak.
- Eddie... Czy jest jakaś rzecz jaką mogę ci się zrewanżować? - Zapytałam.
- Co masz na myśli?
- Mam na myśli to, że nie przyjmę tego dopóki nie będzie czegoś czym mogę ci się za to zrewanżować. - Wyjaśniłam.
- Daj mi buziaka i po sprawie.
- Eddie, buziak tego nie załatwi.
- To z języczkiem! - Wykrzyknął.
Wzdrygnęłam się, bo wyobraziłam sobie Alfiego i Jeroma.
- I jesteś pewny, że to zrekompensuje ten prezent? - Zapytałam.
- Chyba tak. - Odparł Eddie. - Ale nie tutaj!
- To gdzie?
- Chodźmy na dwór. - Zaproponował.
- No dobrze. - Zgodziłam się.
Wyszliśmy z salonu. Ubraliśmy kurtki w holu i wyszliśmy na zewnątrz. Poczułam jak narastają we mnie nerwy. Bałam się tego nowego doświadczenia, jeżeli tak to mogłam nazwać.
- Jesteś gotowy? - Zapytałam.
- To chyba ja powinienem ciebie o to zapytać. - Zaśmiał się. - Wyglądasz jakbyś miała zaraz eksplodować.
- Bo się boję.
- Czego? To tylko pocałunek, Pat.
- Z języczkiem! - Wydarłam się.
- I co z tego? - Dalej nie rozumiał.
- No bo mnie to przeraża, Eddie. - Wyznałam.
- A ja ci mówię, że to nic strasznego. - Był taki pewny siebie.
- Próbowałeś? - Zapytałam.
- Nie, ale czytałem o tym i widziałem na filmach. Wydaje się przyjemne.
- A dla mnie obleśne.
- A ja ci udowodnię, że nie jest. - Nagle wszystko przestało istnieć, gdy niespodziewanie poczułam jego usta na swoich. Były chłodne, ale słodkie, zresztą jak zawsze. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Jednak na tym się nie skończyło. Najpierw to był normalny, przeciętny pocałunek, jakim wymieniliśmy się praktycznie zawsze. Oboje zamknęliśmy oczy i tkwiliśmy w bezruchu, przez chwilę, potem Eddie się poruszył. Dłonie położył na mojej szyi wplatając je w moje włosy. Poczułam jak delikatnie pieści językiem moje wargi. Dobrowolnie je rozchyliłam. Nie czułam już strachu, ale coś co chyba można było nazwać podnieceniem. Byłam ciekawa co stanie się dalej. Motyle w brzuchu pobudziły się, a ręce zaczęły drżeć, wcale nie z zimna. Eddie lekko, lecz ostrożnie wsunął język do mojej buzi. Nogi się pode mną ugięły czując jak delikatnie łaskocze mnie w podniebienie i dziąsła. Miał rację, to było przyjemne. Mój umysł nawet nie myślał o ty, by zatrzymać go przed tym co robi. Nasze języki splątane, wiły się opętane pomiędzy naszymi ustami. Mimo wszystko, jeżeli miałabym wybierać pomiędzy francuskim i przeciętnym pocałunkiem, ten drugi byłby zawsze na pierwszym miejscu. "Wymienialiśmy się śliną" przez dłuższą chwilę, po czym oderwaliśmy się od siebie.
C.D.N.
A więc, na początek bardzo was przepraszam, że tak długo nic nie było. Miało być w piątek, albo w sobotę, ale nie mogłam. Wczoraj źle się czułam, bo rano zemdlałam i też nie dodałam. Dodaję dzisiaj. Jest świąteczny i ma małe opóźnienie. Ten rozdział był pisany z Patricią Miller, za pomoc bardzo jej dziękuję. Miałam dodać coś sylwestrowego, ale dzięki Alexis raczej nie będzie. Nie powiem wam, dlaczego bo mnie zabije, ale ma to związek z jej blogiem. Następny rozdział pojawi się za kilka dni.
Patricia Williamson - Miller